accessible

Cenzor 2/96

Nowi nauczyciele w szkole - z  Panią Hanną Nielipińską, nauczycielką fizyki, geografii i podstaw przedsiębiorczości o pracy i hobby rozmawia Agnieszka Gumieniak.

 

Hania

 

Pracuje Pani w naszej szkole już od ponad roku.  Powspominajmy. Jakie odniosła Pani pierwsze wrażenia na początku swojej pracy w naszej szkole? Czy coś Panią  na przykład zdziwiło albo coś się bardzo podobało?

Pani Hanna Nielipińska: W KEN – ie pracuję już trzeci rok. W roku szkolnym 2019/2020 rozpoczęłam pracę w październiku jako nauczyciel podstaw przedsiębiorczości w obecnych klasach  IIIF i IIIG. Moje pierwsze wrażenie pozostanie ze mną do końca pracy w  tej szkole i jest ono bardzo przyjemne. Przekroczyłam progi szkoły i zaczęłam oddychać pełną piersią, nabrałam „wiatru w żagle”, uśmiechałam się sama do siebie i w duchu mówiłam „super, to jest to!, właśnie w takiej szkole chcę pracować”. Dlaczego? Kocham swoją pracę, energii dodają mi uczniowie, gwar szkolnego korytarza, życzliwość i szczerość poznanych osób, a także otoczenie – szlachetne mury z piękną tradycją i natura ze wszystkimi swoimi elementami. To wszystko właśnie w siemiatyckim liceum jest. A co mnie zdziwiło? Na pewno zdyscyplinowanie i kultura młodzieży. Pracowałam w innych szkołach i mogę porównać zachowanie uczniów zarówno na lekcjach, jak i na przerwach. Po dwóch latach pracy w KEN – ie wiem, że to efekt współpracy i dobrych relacji między dyrekcją, nauczycielami, uczniami i rodzicami. A to mi się właśnie bardzo podoba – atmosfera życzliwości i szacunku.

Przez prawie cały poprzedni rok szkolny pracowaliśmy zdalnie. Proszę powiedzieć o swoich wrażeniach  na temat tej formy pracy.

P.H.N.: Biorąc pod uwagę takie cele i wartości jak poczucie dobrze wykonanej pracy, przyznam, że nie mam satysfakcji z pracy zdalnej. Z jednej strony czułam, że nie daję uczniom tego, czego oczekują, trudno było poznać do końca ich potrzeby oraz korygować błędy czy uzupełniać braki. Z drugiej zaś strony czułam się trochę oszukiwana, gdy uczniowie przysyłali mi „swoje” prace do sprawdzenia. Jednak mam też pozytywne odczucia, dotyczą one organizacji pracy zdalnej. Przyznam, że łatwość połączenia się, dostępność narzędzi do zdalnego nauczania, wsparcie, szkolenia organizowane w szkole ułatwiły mi bardzo pracę i dawały poczucie spokoju.

Wcześniej pracowała Pani  także w szkole podstawowej i w gimnazjum. Kogo łatwiej się uczy- licealistów czy młodszych uczniów?

P.H.N.: Łatwo uczy się uczniów, którzy chcą się uczyć i mają zainteresowania oraz zdolności – bez względu na wiek. Młodsi uczniowie chłoną wiedzę, dopiero poznają siebie – swoje możliwości, zdolności, są taką żywą plasteliną, z której można ukształtować i wydobyć „małego geniusza”. Starsi uczniowie są już mniej plastyczni, często też mają wiele blokad i złych doświadczeń. Często wmawiają sobie niezdolność, nieumiejętność, ja to nazywam lenistwem i kombinatorstwem, chodzeniem na skróty. Wiem, że starsi uczniowie oprócz nauki zaczynają mieć swoje problemy, które wysuwają się na pierwszy plan i często nie radzą sobie z nimi. Z drugiej strony licealiści wiedzą już, czego chcą się uczyć, mają swoje oczekiwania i potrzeby, zatem trzeba ich zarazić pasją, być zaangażowanym i ciągle motywować do pracy. Nauka licealistów to też w dużej mierze sztuka dotarcia do samego ucznia, a nie tylko przekazanie wiedzy i umiejętności z przedmiotu.

A jak wspomina Pani  swoją naukę w szkole średniej, jakie przedmioty pani lubiła, jakich nauka stanowiła problem? Co pani szczególnie zapadło w pamięć?

P.H.N.: Cudowne, niezapomniane lata, wielkie ponadczasowe przyjaźnie. Ulubione przedmioty: nr 1 MATEMATYKA – ukochany przedmiot, nr 1, ale na drugim miejscu- FIZKA – ulubiony przedmiot. Koniec listy przedmiotów, które lubiłam. Nie lubiłam języka rosyjskiego (i to mi pozostało), zwłaszcza czytania  - źle stawiałam akcenty i to się źle kończyło. Pozostałe przedmioty nie sprawiały mi trudności. Jak tak sobie wspominam, to dochodzę do wniosku, że ja po prostu lubiłam się uczyć wszystkiego – to był jeden ze sposobów spędzania wolnego czasu (nie było przecież Internetu).

Czy wybór zawodu nauczyciela był oczywisty, a może chciała Pani zostać kimś innym? Jakie plany miała pani, będąc w naszym wieku?

P.H.N.: Czy wybór zawodu nauczyciela był oczywisty? -  I tak, i nie. Studia na Uniwersytecie Warszawskim na wydziale fizyki dały mi przygotowanie (wraz z odbytymi praktykami) do podjęcia pracy w dwóch zawodach, które wówczas mnie pasjonowały: synoptyk i nauczyciel. Wybrałam drugi wariant i nie żałuję, kocham swoją pracę. Będąc licealistką, miałam wiele pomysłów na siebie, a wynikało to z moich zainteresowań. Po pierwsze chciałam dostać się na architekturę, ale odpadłam na rysunku w rekrutacji. Plan B to była fizyka i z nią związana praca jako synoptyk.

Czy ma Pani jakąś receptę na sukces pedagogiczny?

P.H.N.: Recepta na sukces pedagogiczny jest taka jak na każdy sukces życiowy i zawodowy– moja to określanie konkretnego celu, dokładne planowanie swoich zadań, aby go zrealizować, elastyczność i konsekwentna realizacja planu oraz to, co ważne: wyciąganie wniosków.

Jakie ma Pani pasje, hobby, jak lubi Pani spędzać wolny czas?

P.H.N.: Moją wielką pasją jest bieganie, jazda na rowerze, fitness. Z pasją zajmuję się swoim ogrodem oraz pomagam, zwłaszcza zwierzętom i osobom potrzebującym. Lubię robótki ręczne (wyszywanie, szydełkowanie, szycie, robienie na drutach) – to mnie uspakaja i bardzo pochłania w długie zimowe wieczory. Wolny czas spędzam aktywnie, uprawiając sport i to robię tylko dla siebie i z myślą o sobie. Zawsze znajduję czas na spotkania z przyjaciółmi – wycieczki rowerowe, długie spacery i gry planszowe. Interesują mnie bardzo dwa kraje: Chiny i Turcja – od lat zgłębiam wiedzę na temat tych państw na różne sposoby – czytam, oglądam programy w TV i filmy, podróżuję (w Chinach jeszcze nie byłam, ale gromadzę finanse na ten cel).

Co chciałaby Pani powiedzieć naszym uczniom?

P.H.N.: Jako fizyk powiem krótko: z Wami jest praca, moc i energia. Dobrze mi z Wami, cieszę się, że mogę Was poznawać i nauczać. Codziennie, na lekcjach i przerwach, obcuję z młodymi, wartościowymi ludźmi. Poznałam pośród Was pasjonatów różnych dziedzin nauki i życia, radosnych i poważnych, odważnych i nieśmiałych – każdy daje mi pozytywną energię. Rozwijajcie i pielęgnujcie swoje pasje oraz zainteresowania, uczcie się na miarę swoich możliwości.

Dziękuję za ten krótki wywiad, dzięki niemu zwolniłam na chwilkę i zmusiłam się do refleksji nad sobą i pracą nauczyciela. To było budujące.

 

My również dziękujemy za poświęcony nam czas.

 

 

Nasi w Wielkiej Brytanii- o życiu w wielkiej Brytanii i angielskim systemie szkolnym w rozmowie z Emilią Komoń opowiada Nikola Kulińska z klasy IIb, która mieszkała tam przez 6 lat.

Emilia Komoń: Co zaskoczyło Cię, gdy zamieszkałaś w nowym miejscu?

Nikola Kulińska: Przeprowadzając się za granicę w wieku 7 lat, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Towarzyszyły mi różne emocje. Zaskoczeniem dla mnie było to, jak miło zostałam przyjęta i jak szybko dzięki pomocy nauczycieli oraz nowych kolegów i koleżanek zaaklimatyzowałam się. Kolejnym moim zaskoczeniem było to, ile jest fajnych przedmiotów, których wcześniej nie znałam, np. lekcje gotowania czy dramatu. Podczas takich zajęć można się było zarówno uczyć, jak i bawić.

E.K.: Jak spędzałaś wolny czas?

N.K.: Od razu po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii zapisałam się na wiele dodatkowych zajęć, które zawsze mnie fascynowały i wiedziałam, że chciałbym ich spróbować. Uczęszczałam na lekcje gry na pianinie oraz ukulele przez 4 lata, które sprawiły mi wielką radość i na które chodziłam przede wszystkim z wielką przyjemnością. Kolejnym dodatkowym zajęciem była gimnastyka, na którą chodziłam 3 razy w tygodniu, oprócz tego bardzo dużo trenowałam w domu, co potem przyniosło mi wiele osiągnięć, certyfikatów i medali od ,,British Gymnastics”. Poza tym często spotykałam się z przyjaciółmi lub jeździłam z rodziną na jednodniowe wycieczki.

E.K.: Jakie są etapy edukacji w brytyjskiej szkole?
N.K.:
Jest 5 takich etapów. Na początku jest ,,nursery”, czyli żłobek, do którego zazwyczaj chodzą dzieci w przedziale wiekowym od pół roku do pięciu lat. Później idzie się do ,,primary school”, gdzie dopiero od ósmego roku życia zaczyna wprowadzać się elementy przedmiotów szkolnych. W wieku 12 lat zmienia się szkołę na ,,high school”, w której po 2 latach wybiera się 4-5 przedmiotów, które realizuje się w zakresie rozszerzonym, nie licząc podstaw angielskiego i matematyki. Zdaje się potem ,,GCSE”, czyli egzamin kończący „high school”, który otwiera drogę do szkoły średniej II stopnia (college lub sixform). Po jej ukończeniu można udać się na studia (university).

 

medal Nikoli

 

E.K.: Czy życie w Anglii jest drogie?

N.K.: Ceny nieruchomości oraz opłaty związane z autem są wysokie, lecz żywność i rzeczy tym podobne są proporcjonalne do zarobków.

E.K.: Jakie miejsca zwiedziłaś w Wielkiej Brytanii?

N.K.: Z racji tego, że mieszkałam w północno-zachodniej części hrabstwa Norfolk, udało mi się zwiedzić wiele miejsc, np. królewską rezydencję Sandringham, bardzo blisko domu miałam morze, nad którym spędziłam dużo czasu. Oprócz tych miejsc byłam wiele razy w Londynie, Bedford, Luton, Cambridge, Norwich.

E.K.: Jak wygląda życie w Anglii?

N.K.: Życie w Anglii z mojego punku widzenia jest bardziej beztroskie, ludzie skupiają się na tym, co dzieje się tu i teraz. Na co dzień są wobec siebie mili, uśmiechnięci oraz dbają o dobro innych, co tworzy dobrą atmosferę i poczucie bezpieczeństwa. Dużo czasu spędza się wśród swoich bliskich oraz znajomych.

E.K.: Dziękuję za tę krótką rozmowę.

                              

   rozmawiała Emilia Komoń

 

Nauczyciel z pasją- o ogrodniczej pasji z Agnieszką Gumieniak rozmawia Pani Iwona Hapanowicz-Charko.

Iwona C.

Agnieszka Gumieniak: Mamy marzec, przyroda budzi się do życia, ptaszki ćwierkają i niedługo będzie trzeba zająć się pracą w ogródku. Wiem, że kocha Pani pracę w ogrodzie. Jak to się stało, że ogrodnictwo jest Pani hobby?

 

Pani Iwona Hapanowicz-Charko: Od dzieciństwa kochałam rośliny, kochałam przyrodę. Nie wyobrażałam sobie życia w mieście na betonie. Do tej pory uważam, że betonoza to jest taka choroba naszego dwudziestego pierwszego wieku. Wszystko, czy to podwórka u ludzi, czy też otoczenie w mieście wypełnia się kostką brukową. Jestem przeciwnikiem tego. Pamiętam, że w dzieciństwie największy relaks to było wyjechanie do babci na wieś i chodzenie po lasach i łąkach. Kwiaty, różnorodność kolorów to było to, co kochałam najbardziej. Jak mieszkaliśmy w bloku, to też były doniczki z kwiatami na balkonie: nieśmiertelne aksamitki, szałwie i żeniszki w tych kolorach, które przypominały mi dzieciństwo i postanowiłam, że  kiedyś zrobię wielki ogród kwiatowy, nie warzywny, lecz kwiatowy, bo kwiaty mają wspaniałe kolory i przynoszą relaks, spokój i działają na zmysły człowieka.

A.G.: Co Pani najbardziej lubi w tej pracy?

P.I.H.C.: Praca w ogródku przynosi mi spokój. Lubię włożyć ręce w ziemię, żeby poczuć tę wilgoć, konsystencję gleby, to, jak piasek się przesypuje. Przez ręce wnikają do organizmu różne bakterie drogocenne dla naszego układu odpornościowego, gdyż niwelują stany zapalne w organizmie. Z drugiej strony praca w ogrodzie świetnie oddziałuje na nasz mózg. Wytwarza się serotonina, dopamina, endorfiny, wszystkie hormony szczęścia i jesteśmy po prostu uradowani, szczęśliwi. To jest coś wspaniałego. Oprócz produkcji różnych hormonów wydziela się takie białko BDNF, jest to jakby nawóz dla naszego mózgu. Praca w ogrodzie na świeżym powietrzu to najlepsza aktywność fizyczna, jaka może być i mówi to fitnesiara (śmiech). Oprócz tego w pracy w ogrodzie lubię swoją sprawczość. Jak sobie pomyślę, że posieję zwykłe malutkie ziarenko, które prawie jest niewidoczne, a później, jeśli będę je pielęgnować, powstaje olbrzymi kwiat, łany tych cudownych kwiatów, serce się raduje. Zawsze rano o 5 godzinie wybiegam do ogrodu, sprawdzam, co nowego rozkwitło, jakie kolory są nowe. Piję kawę, słucham śpiewu ptaków i relaksuję się w tych trudnych czasach. W ogrodzie czasami jest tak, że człowiek zapomina o tym, że w ogóle pracuje, bo to sprawia taką ogromną przyjemność i frajdę. Mój mąż zawsze krzyczy: „Chodź już do domu!”, „Obiad!”, „Ciemno się robi!”, a ja siedzę w ogrodzie i cały czas coś grzebię, poprawiam, podziwiam.  Delektuję się tym. Nagrywam filmiki, robię zdjęcia i co roku się zachwycam, jak to w tym roku jest pięknie, że jeszcze tak pięknie nie było.

A.G.: Co Pani woli: ogródek użytkowy z warzywami i owocami czy ogródek rekreacyjny z kwiatami i dlaczego?

 

P.I.H.C.: Ja uwielbiam kwiaty, ponieważ ich barwy, zapachy i oddziaływanie na wszystkie zmysły to jest to, co wywołuje we mnie szczęście, euforię. Dlatego w mieście trzeba zakładać swoje ogrody, chociaż na najmniejszym skrawku ziemi. Ostatnio przeczytałam, że jest coś takiego, co nazywa się hortiterapia, czyli terapia ogrodem. Ja już na sobie dawno doświadczyłam, że ogród przynosi mi relaks, spokój, odprężenie. Nie myślałam o tym, co złego mi się wydarzyło w danym dniu, tylko o tym, że muszę tutaj teraz coś zrobić, coś zaplanować. Uważam, że mój ogród nie jest tak duży, żeby poświęcić chociaż metr kwadratowy ziemi na uprawę jakiegoś warzywa, bo w tym miejscu może rosnąć cudny kwiat, do niego przyleci piękny motyl i to jest właśnie najpiękniejsze.

 

ogrod

 

A.G.: Czy ma Pani swoje ulubione kwiaty?

 

P.I.H.C.: Ja kocham wszystkie kwiaty, i kwiaty w ogrodach i te w doniczkach. Staram się ratować wszystkie, żeby żadne nie zginęły. Najbardziej lubię ogród w stylu angielskim, w którym wszystko wygląda jak w naturze. Tam grządki nie są równo posadzone. Jeden kwiat przechodzi w drugi, tak niezauważalnie. To jest właśnie odzwierciedlenie  natury. Nie lubię jak kwitnie raz na przykład żółty, raz niebieski kwiat i tak na zmianę, w przyrodzie tak kwiaty nie rosną. Uwielbiam pokrzywy. W moim ogrodzie też się one znajdują, dlatego że to jest ogród dziki, naturalny. Te pokrzywy są wykorzystywane przez gąsienice motyli, a motyle uwielbiają później moje kwiaty, a ja robię im zdjęcia (śmiech).

A.G.: Co Pani czuje, gdy widzi, że trud włożony w pielęgnację roślin w końcu daje efekty i może Pani podziwiać swoje roślinki?

P.I.H.C.: Ja czuję taką sprawczość, radość, samozadowolenie, że moja praca dała efekty. Chętnie też zapraszam swoich znajomych, żeby oni też napawali się tym pięknem, bo to relaksuje nas wszystkich. Sprawia, że doceniamy to, że świat jest piękny, że życie jest wspaniałe. Nastawienie nasze w dużej mierze zależy od nas samych. Jeżeli mamy pozytywne nastawienie do życia, do wszystkiego, to nam się łatwiej żyje, akurat ogród w tym pomaga, jest naszą terapią. Już w czasie pierwszej wojny światowej żołnierze w okopach robili sobie ogródki, malutkie, z kwiatami. Dzięki nim potrafili przeżyć trudy wojny, cierpienie. Obecnie są terapie ogrodem. Wiem, że w Anglii w szpitalach zakłada się ogrody, by dzieci mogły sobie odstresować się i podziwiać piękno natury. W mojej ulubionej książce „Kwitnący umysł o uzdrawiającej mocy natury” lekarka psychiatrii zajmuje się terapią ogrodem, jej mąż jest ogrodnikiem i ona opowiada o tym, jak ogród ma zbawienny wpływ na ludzi. Nawet weterani wojenni, którzy mają stres pourazowy są namawiani do zakładania ogródków. Zresztą pandemia sprawiła, że ludzie zaczęli wykupować ogródki działkowe, tereny rekreacyjne i  hodować kwiaty. W domu już nie ma wyłącznie kaktusika albo  suchej palmy. Jest coraz więcej kwiatów czy innych roślin. Nawet ci co lubią warzywa, na balkonach potrafią posadzić pomidory czy zioła. 

A.G.: Czy pogłębia Pani swoją wiedzę na temat ogrodnictwa, pielęgnowania roślin, np. czytając książki?

P.I.H.C.: Tak, pogłębiam swoją wiedzę poprzez rozmowy z moimi koleżankami, najbardziej z Panią Jolą Grzymkowską. Jola ma różne aplikacje w telefonie do rozpoznawania dzikich roślin. Jak spotykamy jakąś roślinę, zawsze chcemy wiedzieć, co to jest, jak się nazywa i  jakie ma właściwości. Ja też uwielbiam różne zioła. Mam encyklopedię ziół i  książkę „Kulinarny ogród”, w której są różne przepisy i  często z nich korzystam, robiąc dania, wegetariańskie również.

A.G.: Czy często Pani rozmawia o swoim hobby z innymi nauczycielami naszego liceum? Czy  udzielacie sobie ogrodniczych rad i czy wymieniacie się zdjęciami pięknych okazów? I wreszcie czy dzielicie się swoimi roślinami?

 

P.I.H.C.: Tak, często spotykamy się z nauczycielami, wymieniamy się zdjęciami, przesyłamy na bieżąco.  Jak już jest wiosna, to zaczyna się ekscytacja. Pierwsze kwiaty zaczynają kwitnąć: przebiśniegi i krokusy już wychodzą, więc cieszę się i dzisiaj wybieram się do sklepu, żeby kupić trochę nasion. Jak mam coś pięknego i widzę, że są samosiejki albo mam czegoś więcej, to chętnie dzielę się tym z moimi koleżankami, nauczycielkami, głównie z Panią Jolą Grzymkowską, z Panią Ewą Boguszewską, z Panią dyrektor Bożeną Krzyżanowską. Uważam, że u kogoś też będzie rosło pięknie i że w ten sposób będziemy dalej od betonozy. A może ktoś przyjdzie do tej mojej koleżanki, zobaczy, że ma pięknie i też będzie tak chciał. I że to będzie tak się rozszerzało na wszystkich.

A.G.: Czy podczas pracy w ogródku pojawiały się śmieszne sytuacje?

P.I.H.C.: Te sytuacje zdarzały się nie tyle z roślinami, co ze zwierzętami, które przybywały do ogrodu. Często moim gościem są jeże, wiewiórki. Mam budki lęgowe, gdzie ptaki zakładają sobie gniazda. Mam też szpaki. Uwielbiam wiosenne toki szpaków, jak machają skrzydełkami i wabią swoje samice. To jest naprawdę coś pięknego. Można tylko siedzieć i słuchać, jak to się odbywa. Mam sąsiadów, którzy mają koty, więc muszę uważać na moje ulubione ptaki. I kiedy szpaki mają lęgi, proszę sąsiadów, żeby przez ten tydzień, kiedy ptaki wylatują z gniazd, pilnowali koty, by moim szpakom nic się nie stało.

A.G.: Czy ma Pani jakieś plany bądź marzenia związane z Pani ogródkiem?

 

P.I.H.C.: Tak, każdego dnia, jak mam czas, to przenoszę się myślami do mojego ogrodu i planuję, co jeszcze posiać, co posadzić, żeby tego było z każdym rokiem coraz więcej, żeby ogród był coraz piękniejszy. Czasami, gdy siedzę na egzaminie maturalnym, nic się nie dzieje, młodzież pisze, przenoszę się do ogrodu. Wszystkie moje pomysły mam w głowie. Najbardziej lubię wiosnę i lato, kiedy wszystko zaczyna rozkwitać i budzić się do życia. Dostaję dodatkowy zastrzyk energii.

A.G.: Czy na zakończenie chce Pani od siebie coś powiedzieć lub coś nam poradzić?

 

P.I.H.C.: Chcę wszystkich zachęcić do wychodzenia z domów, do spacerowania po lesie czy łące. Każdy kontakt z naturą powoduje, że lepiej się czujemy. Zapobiega stresowi, chorobom lękowym, a także depresji, która teraz bardzo często dotyka młodych ludzi, a do tego przyczynia się to, że wszystko jest wybetonowane. Starajmy się więc wychodzić na spacer nie do miasta, a do lasu, na łono natury. Jesteśmy fizjologicznie, od czasów powstania ludzi, przystosowani do tego, żeby być  jej częścią. A te osoby, które nie mogą założyć ogrodu, niech spróbują od jednej doniczki w domu, od jednego kwiatka na balkonie, a wtedy naprawdę poczują, że kimś się opiekują. Zachęcam też do ubierania się bardziej kolorowo. Widać po mnie, że ja uwielbiam kolory. One naprawdę potrafią uzdrawiać.

A.G.: Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów ogrodniczych :):)

 

Czerwone glany- nowe opowiadanie Kasi Arcimowicz zilustrowane przez Marysię Szeweluk.

Kto tam siedział? Ciężko to tak naprawdę było dostrzec przez krople lodowatego deszczu. Z całą pewnością była to jakaś niefrasobliwa postać. W taką pogodę bez żadnych obaw o zapalenie płuc siedzieć na ławeczce w parku? I to bez parasola? Brzmi co najmniej nieodpowiedzialnie. Wraz z upływem czasu i przyzwyczajeniem się oka do rozmazanego obrazu można było dostrzec szczegóły. Przemoczona kurtka wyglądała na ciężką i stanowiła jedynie balast na ramionach, a nie zabezpieczenie przed chłodem. Można by iść o zakład, że nie dawała ani trochę ciepła. Wędrując wzrokiem wyżej, obserwator widział włosy. Przyklejone do policzków i kurtki. Nie okrywała ich ani czapka, ani kaptur. Twarz była zbyt odległa, aby określić jej rysy czy nawet obecność. Oczy więc uciekły w dół, chcąc zobaczyć więcej szczegółów. Podarte jeansy. W ten modny, niezwykle mało elegancki sposób. Zauważywszy te duże dziury, było się już pewnym, że celem ich właściciela było trwałe uszkodzenie swojego zdrowia. Jednak to wszystko nie było ważne tak bardzo jak buty, które dumnie błyszczały w szarości otoczenia. Krwawa czerwień paliła w oczy i niemożliwym było jej zignorowanie. Kolor jednak nie był tym, co aż tak zadziwiało. Zdarzało się przecież widzieć ludzi w czerwonych butach. Jednak te przyciągały uwagę swoim zachowaniem. Lewy stał spokojnie na ziemi, jak to zazwyczaj z butami bywało. Czasem lekko się poruszył, leniwie zmieniał pozycję. Ten drugi z kolei wydurniał się zupełnie nie tak jak przystało butom. Skakał w dziwnym rytmie, jakby tańczył szalony układ. A co najgorsze, nie robił tego na stałym gruncie jak jego brat, a na drewnie ławki. Przez takie ustawienie czerwonych braci kolano wystające z dziury dumnie strzelało w górę i opierało się o ramię okryte puchową kurtką. To ramię jednak wydawało się brać przykład z tańczącego przyjaciela, bo, choć nieśmiało, co chwilę podskakiwało do pary z butem. Trzeba przyznać, że poza przyjęta przez osobę na ławeczce była wyzywająca, a równocześnie trochę niewinna i wyluzowana. Widząc całokształt tej osoby w niewyraźnych szczegółach, można było postawić śmiałą tezę, że postać na ławce to dziewczyna. To w ł a ś c i c i e l k a tych właśnie modnie porwanych spodni, tej mokrej kurtki i tańczącej nieśmiało ręki, a przede wszystkim tych dwóch pięknych, czerwonych glanów. Kobieta lub nastolatka – bo ciężko było określić jej wiek – siedziała tak, w tej swojej dziwacznej pozycji, cała mokra i z tańczącym prawym butem i ręką, patrząc przed siebie. Gdy podeszło się trochę bliżej, dostrzegało się, że jej policzki mimo marcowego chłodu były rozgrzane – niemal niezdrowo. Standardowy przechodzień mógłby uznać tę osobę za zwyczajną wariatkę. Jednak ten, który w rzeczywistości spoglądał na kobietę, nie był tak bardzo standardowy. Stał ze dwa, może trzy metry od tejże ławki, nieopodal latarni, nie moknąć wcale – dzięki parasolowi – i przyglądał się jej. Zauważał te wszystkie detale, wpatrywał się w płomienne glany i wzdrygał się na widok mokrych włosów. Jego własne czarne lakierki stukały cicho o bruk, gdy z zimna przestępował z nogi na nogę. Przyjemny w dotyku, stalowoszary płaszcz był wilgotny jedynie w okolicy kolan obserwatora. Był rozpięty, przez co z pewnością nie chronił przed chłodem tak, jak byłby w stanie. Zza poły wystawała jasna koszula wciśnięta niedbale w spodnie w kant. Dwoje błękitnych oczu przyglądało się natomiast tej jednocześnie statycznej i żywotnej osobie. Pantofle postąpiły o krok, oddalając się tym samym od latarni i przybliżając do obiektu kilkunastominutowej obserwacji. Czerwony glan dalej skakał wesoło do pary z ręką. Czarne kosmyki opadały na twarz dziewczyny, gdy ta przechyliła się trochę do przodu. W tym czasie ciemne lakierki zrobiły kolejne dwa małe kroczki. Deszcz nadal nieubłaganie walił w czarny materiał parasola, chcąc go zapewne przedziurawić i doprowadzić jasne kosmyki do stanu kruczych. W końcu oba eleganckie buty przystanęły, a z nimi zatrzymał się wesoły, czerwony but. Ramię jeszcze chwilę tańczyło, ale i ono się zatrzymało. Zakrzywiony nos zadarł się do góry, a oczy kolorem zbliżone do włosów odnalazły dwa turkusy. Jej drobne usta wygięły się w najszczerszym uśmiechu, jaki posiadacz szarego płaszcza widział kiedykolwiek.

„Mogę?” – spytały błękitne oczy, po czym przejechały spojrzeniem po wolnej połowie ławki.

„Proszę bardzo” – odparły smoliste tęczówki, a wiśniowe usteczka drgnęły zawadiacko. Z jej policzków i kosmyków nadal spływała woda, mimo że były już zasłonięte przez elegancki parasol. Siedzieli tak przy akompaniamencie deszczu uderzającego o jego powierzchnię, bez słowa. W końcu mężczyzna postanowił się odezwać. Zawahał się jednak. Spojrzał na uśmiechniętą twarz, na ostatnią kropelkę spływającą po jej brodzie. Przyjrzał się znów przemokniętej kurtce, modnie porwanych jeansom, aż w końcu krwawoczerwonym glanom. Z bliska ten zestaw robił wrażenie. Na tym szczególnie przyciągającym wzrok obuwiu zatrzymał się najdłużej. Przełknął ślinę, przygotowując się do otworzenia ust.

-Ma Pani naprawdę ładne buty – powiedział w końcu, unikając jej wzroku. Czuł, że jej świdrujące oczy patrzyły wprost na niego.

-Wiem – odpowiedziała wesoło kobieta, przyglądając się wciąż dwóm turkusom, które zawstydzone zwróciły się ku niej. – A Pan ma naprawdę ładne oczy – powiedziała bardziej pewnym głosem niż blondyn.

-Dziękuję – odparł zaskoczony, jednak uśmiechnął się szczerze. Pierwszy raz od bardzo dawna. I, to zabawne, jedynie dlatego, że ta zmoknięta panna w czerwonych butach pochwaliła jego cechę genetyczną. Znów zapadła cisza, tym razem na szczęście na jedynie kilka sekund.

-Ma Pan ochotę na kawę? Muszę przyznać, że zrobiło się dość chłodno – zachichotała brunetka. Właściciel parasola kiwnął głową i wstał, podając w tym samym czasie swojej nowej towarzyszce dłoń. Ta przyjęła pomoc, wstając z niezwykłą gracją. Chwilkę później czarne lakierowane pantofle postukiwały cichutko w towarzystwie czerwonych glanów wpadających z chlupotem co jakiś czas w kałużę aż dotarły do drzwi pobliskiej kawiarni.

 

K-pop- muzyczne fascynacje Natalii Dudy.

 

 

Zapewne gdyby spytać Was, czym jest k-pop, większość nie znałaby odpowiedzi. Dlatego spieszę z wyjaśnieniem, czym jest ten gatunek muzyczny. Z definicji k-pop jest to koreański pop, który absorbuje takie elementy muzyki jak np. dance pop, ballada popowa, electropop, rock, jazz, pop opera, hip-hop czy nawet muzyka klasyczna. Jednak większości kojarzy się on z utworem "Gangnam Style" od PSY. Ale nie jest to jedyny zespół reprezentujący ten  gatunek  muzyczny.

Aktualnie najbardziej rozpoznawalnym zespołem k-popowym jest boysband złożony z siedmiu bardzo utalentowanych chłopaków- BTS, czyli inaczej Bangtan Sonyeondan. Jest to zespół, który zadebiutował w 2013r. pod skrzydłami wytwórni Big Hit Entertainment. Jego liderem jest Kim Namjoon, który jest znany pod pseudonimem RM. Natomiast jednym z najbardziej rozpoznawalnych girslbandów jest Blackpink, który składa się z czterech młodych, utalentowanych dziewcząt. Oba zespoły podbijają serca ludzi z różnych krajów oraz przedziałów wiekowych. Tworzą wspólne piosenki z amerykańskimi wykonawcami, jak np. Dua Lipa czy Halsey. Nie są to oczywiście jedyne koreańskie zespoły, takich bandów jest o wiele więcej. Młodzi, utalentowani ludzie, chcący zostać idolami, mogą ubiegać się o miejsce w wytwórni i zostać trainee. Po kilku latach przygotowań, treningów i ćwiczeń mogą wreszcie zadebiutować w zespole i spróbować swoich sił w show-biznesie. Na koreańskim rynku rozrywkowym istnieje tzw. Wielka Trójka, czyli trzy największe wytwórnie (oprócz BigHit)- YG Entertainment, SM Entertainment oraz JYP Entertainment. Ciekawostką jest to, że niektóre koreańskie zespoły pojawiły się również w Polsce. Jednym z nich jest nowy boysband o nazwie M.O.N.T, który zadebiutował na początku 2019r. Jednak już przed debiutem jego członkowie zdążyli odwiedzić nasz kraj i spotkać się z fanami. Zaśpiewali  również kilka piosenek po polsku.

           

                                                     N.D.

Wiosna kwiatów- ciekawostki na temat symboliki kwiatów zebrała Natalia Duda.

Czy wiedzieliście, że każdy kwiat ma swoje własne znaczenie, zależne od koloru?

  • Frezje są wyrazem szacunku, ale również zaproszeniem do flirtu.
  • Żonkile symbolizują negatywne uczucia (zazdrość),miłość bez wzajemności, a także pewność siebie i egoizm.
  • Chryzantemy kojarzą nam się ze świętem zmarłych, jednak w zależności od koloru oznaczają miłość, oddanie lub pamięć o drugiej osobie.
  • Tulipany wyrażają pozytywne uczucia, tj. radość ze spotkania, jeśli są czerwone oznaczają “Kocham Cię”.
  • Róże mają bogatą symbolikę, a wszystko zależy oczywiście od koloru :

>czerwone- namiętna miłość,

        >białe-szlachetne uczucia,

        >różowe- sympatia i przyjaźń,

        >herbaciane- wdzięczność.

  • Lilie oznaczają czystość, niewinność i poważne zamiary, a także najlepsze życzenia.
  • Goździki do niedawna kojarzone z PRL-em, teraz sprawdzą się, kiedy chcemy komuś podziękować lub okazać szacunek i podziw (podobną symbolikę mają gerbery).
  • Niezapominajki, jak wiadomo, są symbolem pamięci o drugiej osobie, a także nadziei, że owa osoba będzie również o nas pamiętać.
  • Fiołki są wyrazem tęsknoty, wierności i skrywanej miłości.
  • Storczyki są oznaką głębokich uczuć, podziwu oraz fascynacji drugą osobą.
  • Bez to kwiat miłości i radości, oznaczający najczęściej niewinną, szaloną miłość młodzieńczą.
  • Hiacynt oznacza, że jest nam przykro z powodu zachowania drugiej osoby, jednak w zależności od koloru znaczenie się zmienia:

>biały jest oznaką bezinteresownej sympatii,

>różowy symbolizuje gorliwość,

>fioletowy skłania bliską osobę do większej czułości i okazywania uczuć,

>błękitny- stałość w uczuciach,

>żółty oznacza szczęście z “naszej” miłości.

  • Cyklamen natomiast zapowiada rozstanie.

Znaczenie kwiatów ulega zmianie wraz z kolorem, jednak należy pamiętać chociaż podstawową symbolikę. Posiadając taką wiedzę, w przyszłości będzie nam łatwiej wyrazić swoje uczucia za pomocą ślicznego bukietu czerwonych róż lub błękitno-żółtego bukietu hiacyntów.

                          N.D.