accessible

Numery archiwalne

Cenzor 1/55

Siemiatycze-  miasto nudy czy dobrych perspektyw ?

Sonda przeprowadzona wśród uczniów i absolwentów

naszej szkoły.

1. Co sądzisz o naszym mieście ?

Kamila: Siemiatycze to ładne miasto, o ładnym i ciekawym położeniu, lecz brakuje tutaj rozrywek dla młodzieży, np. kina, kręgielni czy zwykłego klubu, gdzie można by było organizować różnego rodzaju dyskoteki.

Rafał: Jest wiele uroków małego miasta, ale często jest też strasznie nuuuuuudno !

Iwona: Fajna miejscowość, mieszkają tu fajni ludzie, podoba mi się to, że praktyczne wszyscy się znają,  tylko brakuje tu jakiś rozrywek dla młodzieży.

Andrzej: Małe, przeciętne miasteczko, ale miejsce jest tak dobre jak ludzie, którzy w nim są, z takiego wychodzę założenia.

Dominika: Uważam, że jest to małe miasteczko, w którym się  wychowywałam i na pewno będę wiązać z nim wiele wspomnień, ale uciekam stąd jak najszybciej się da, ponieważ nie ma tu przyszłości, po prostu jej nie widzę.

2. Gdzie spotykasz się ze znajomymi i spędzasz wolny czas?

K: W Siemiatyczach jest mało miejsc, gdzie można by było sobie odpocząć czy spotkać się z przyjaciółmi. Najczęściej jest to pizzeria, gdzie można porozmawiać, a przy okazji dobrze zjeść. Ze znajomymi możemy się jeszcze spotkać np. na orliku.

R: Gdy jest chłodno to najczęściej w barach- Polonez, Wodnik… a gdy nadejdą cieplejsze dni, to nad zalewem.

I: Latem to głównie plaża, przy fontannie, a tak ogólnie to miejscem spotkań są pizzerie i bary, no i oczywiście  domy  znajomych.

A: Dla mnie najlepszym spędzeniem czasu jest wypicie browaru z kolegami gdziekolwiek - powiedzmy w amfiteatrze.

D: Tutaj nie ma dobrego miejsca, najczęściej spotykamy się u kogoś w domu lub w lesie. Ostatnio trochę jeździmy z koleżankami, ponieważ nasza kumpela dostała prawo jazdy.

3. Czy w Siemiatyczach odbywają się jakieś ciekawe imprezy ?

K: Tak, w Siemiatyczach najważniejszą imprezą są Dni Siemiatycz, które odbywają się co roku ,organizowane są też różne festyny, np. z okazji Dnia Matki czy Walentynek.

R: Odbywają się, lecz miasto często nie trafia w gust mieszkańców.

I: Dni Siemiatycz do tego roku nie były zbyt interesujące, w tym roku bardzo mi się podoba flow festival J Na targi pogranicza były zapraszane co roku jakieś gwiazdy sceny muzycznej, więc też było to interesujące i przyciągało ludzi, a Blues festival co roku ma fajną formułę i dobrych artystów, więc jest czego posłuchać.

A: Tak, były Dni Siemiatycz, na których wystąpił jeden z najbardziej znanych składów hiphopowych - Molesta Ewenement, podczas blues festivalu również mogliśmy oglądać znane i szanowane w kręgach muzycznych grupy grające właśnie bluesa.

D: Tak, odbywają się. Widzę, że w tym roku nawet się postarali,  było też ostatnio kilka występów na hali widowiskowej. Myślę, że jak na takie miasteczko to jest wsio orajt J

4. Czy Siemiatycze to miasto gdzie można rozwijać swoje zainteresowania?

K: Oczywiście, jeżeli ktoś ma wielkie chęci i chce się rozwijać. W Siemiatyczach mamy drużynę piłkarską "Cresovia", dzięki której młodzi ludzie, którzy lubią grać w piłkę nożną, mogą rozwijać swoje pasje. Również szkoły, w których się uczymy, organizują  różne "sks-y" bądź zajęcia dodatkowe, na które  możemy  chodzić.
R: W pewnym stopniu tak, lecz nie do końca, ponieważ nie ma zbyt wielu boisk, basenów).
I: Zależy od tego, co kogo pasjonuje. Granie w piłkę można rozwijać, ale tylko dzięki drużynom w szkołach. Polepszenie umiejętności pływackich jest tu niemożliwe, Jeśli ktoś lubi wykonywać tricki na deskorolce, rolkach, to nie ma w Siemiatyczach odpowiedniego miejsca na takie rzeczy, ogólnie młodzież praktycznie nie może rozwijać tu swoich pasji.
A: Sądzę, że to zależy od pasji... Jeśli naszą pasją jest wspinaczka górska- to oczywiście nie, z powodu naszego położenia geograficznego. Ale mamy zarówno swój klub piłkarski, jak i szkolne treningi, m.in. piłki siatkowej, ręcznej, lekkiej atletyki. Sądzę, że wiele hobby jest zależne głównie od nas i naszego zapału- między innymi sporty, granie na różnych instrumentach, trzeba w te rzeczy włożyć bardzo dużo pracy i niespecjalnie są one zależne od tego, gdzie mieszkamy.
D: Myślę, że jak ktoś ma hobby, to zawsze znajdzie coś dla siebie. Ja  łowię ryby i nie mogę narzekać, bo mam gdzie rozwijać swoją pasję.

5. W jakich szkołach można się tu kształcić? Czy młodzież łatwo tu znajdzie pracę ?

K: W zasadzie mamy niewielki wybór szkół, bowiem jest u nas tylko liceum ogólnokształcące, szkoła zawodowa i technikum. Dlatego młodzież wyjeżdża do większych miast kształcić się w interesujących ich kierunkach bądź zawodach. Znaleźć pracę w Siemiatyczach jest ciężko, szczególnie osobom młodym, dlatego młodzi ludzie, nawet po dobrych studiach nie mają pracy i muszą wyjeżdżać za granicę.
R: W naszym mieście są szkoły podstawowe, gimnazjalne, liceum ogólnokształcące, technikum, zawodówka oraz szkoła wyższa. A co do pracy, to jest kilka miejsc, gdzie można  ją znaleźć, np. bary.
I: No to mamy liceum ogólnokształcące, technikum i zawodówkę. A ze stałą pracą dla młodzieży jest trudno, młodzież może pracować sezonowo, można także pracować w pizzerii, barach, ale zbyt wielu miejsc pracy ( zwłaszcza dla młodzieży) nie ma, dlatego większość wyjeżdża do większych miast.
A: Od szkół podstawowych, przez gimnazja, szkoły średnie, kończąc na Nadbużańskiej Szkole Wyższej. Poza tym mamy jeszcze szkołę muzyczną. Co do pracy- dla chętnego nic trudnego.
D: Pracy w ogóle nie ma i tyle. Trzeba wyjeżdżać za granicę (np. do Holandii zbierać ogórki zakażone). Jeśli chodzi o szkoły,  to są tylko podstawówki,  gimnazja i lo. Można byłoby założyć, moim zdaniem, więcej techników, w których uczono by się zawodów przyszłościowych.

6. Po studiach chciałbyś wrócić do Siemiatycz czy zostać w większym mieście, gdzie jest więcej możliwości?

K: Zdecydowanie wolałabym zostać w większym mieście, by tam rozwijać  swoje umiejętności i zainteresowania. Większe miasto, to i więcej się dzieje, a tu w Siemiatyczach nie ma nic. Uważam też, że w większym mieście jest o wiele łatwiej znaleźć jakąś pracę i płace są na pewno wyższe.
R: Hmm, myślę, że w większym mieście, ponieważ jest więcej perspektyw i możliwości.
I: Po studiach jednak wolałabym zostać w większym mieście, bo jest tam więcej możliwości pracy i spędzania wolnego czasu.
A: Wszystko zależy od tego, czy moi znajomi byliby nadal tu w Siemiatyczach, czy straciłbym z nimi kontakt. Jak już mówiłem, miejsce jest tak dobre jak ludzie, którzy się z nim wiążą!
D: Oczywiście w większym mieście J.

sondę w czerwcu 2011r. przeprowadziła Paulina Pytel

 

Światowy (ty)dzień dobroci dla zwierząt

4 października obchodzimy Światowy Dzień Zwierząt. Ustanowiono go w 1931roku na konwencji ekologicznej we Florencji. Tego dnia rozpoczyna się również Światowy Tydzień Zwierząt, trwający do 10 października. W Polsce po raz pierwszy został zorganizowany w 1993 roku. Święto związane jest ze wspominaniem tego dnia w Kościele sylwetki św. Franciszka z Asyżu, będącego patronem zwierząt, ekologów i ekologii.  Obchody mają na celu zmienienie zachowania ludzi w stosunku do zwierząt właśnie i uświadomienie im, że  to istoty żywe, a nie rzeczy i też mają swoje prawa. Jako że święto jest ściśle związane ze sprawami dotyczącymi zwierząt i co za tym idzie środowiska naturalnego, w czasie obchodów Światowego Tygodnia Zwierząt na terenie całej Polski i nie tylko organizowane są różnego rodzaju akcje przybliżające ludziom sytuację, w jakiej znajdują się bezdomne psy, koty. Tego dnia wiele schronisk urządza np. dni otwarte, festyny, konkursy, bezpłatne konsultacje weterynaryjne.  Wszystko po to, aby zachęcić ludzi do adopcji bezdomnych czworonogów, uczulić społeczeństwo na cierpienie błąkających się, porzuconych zwierząt oraz uświadomić szczęśliwym posiadaczom zwierzaka, jakiego mają farta. W tego typu działaniach biorą czynny udział organizacje ekologiczne i wszystkie inne, którym zależy na dobru zwierząt. Są to między innymi: People for the Ethical Treatment of Animals, czyli Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt (PETA), Animal Aid, czy chociażby Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce (TOZ). Często mówi się, że wrażliwość na cierpienie drugiej osoby, chęć niesienia jej  pomocy, jest nieodzowną częścią natury ludzkiej, że tylko kiedy pomagamy innym, mamy prawo w pełni określić się mianem „człowieka”. Należy wspomnieć także o tym, że właśnie podczas takich akcji jak Światowy Tydzień Zwierząt ludzie mają okazję przekonać się, na ile ich „człowieczeństwo” jest pustym frazesem, a na ile prawdziwym faktem. To właśnie w trakcie tego typu świąt uczymy się nie tylko my, ale też młodsze generacje prawdziwego poczucia odpowiedzialności i dobroci, bo przejawiamy je względem  „najmniejszych naszych braci”.

Wątpiąca

 

5 tygodni w amerykańskim raju

“Start spreadin' the news/ I'm leaving today/ I want to be a part of it/ New York, New York”. 27 lipca ten wielki przebój Franka Sinatry był moim hymnem. Dlaczego? Bo właśnie tego dnia wrota do najwspanialszego miasta świata miały się przede mną otworzyć, abym mogła przeżyć jedne z najlepszych wakacji mojego życia. Najbliższe 35 dni miałam spędzić w Nowym Jorku.

Początek „wakacji mojego życia” nie był zbyt optymistyczny. Samolot na lotnisku w Warszawie spóźnił się pięć godzin. Do odprawy celnej trzeba się stawić ok. 4 godziny przed wylotem co daje łącznie 9h czekania na start. Byłam zła, zmęczona i zmarznięta. A ciągle jeszcze nie wyjechałam z Polski. Dzięki Bogu za nocne loty, które można przespać (kolejne 8h). Na lotnisku JFK wylądowałam ok. 2 w nocy czasu amerykańskiego. Tam czekała mnie kolejna odprawa celna, która miała zadecydować, jak długo i czy w ogóle mogę zostać w USA. Po prawie godzinie stresu porównywalnego z tym przed maturą ustną nareszcie zmierzałam na spotkanie z moimi dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Jagoda, Patrick i Daniel przez najbliższy miesiąc mieli stać się moją najbliższą rodziną, a Queens moim domem.

Pierwszym celem turystycznym stała się Statua Wolności. Nawiasem mówiąc nigdy na nią ostatecznie nie dotarłam. Po blisko godzinnej jeździe Subwayem ja i mój dwunastoletni przewodnik Patrick wysiedliśmy na stacji South Ferry. Środek tygodnia, upał i wysokie ceny nie były w stanie zniechęcić nikogo do odwiedzenia najsławniejszej kobiety Stanów Zjednoczonych, więc ona sama postanowiła się zbuntować. Głośnik obwieścił zebranym, że jeżeli nie zarezerwowałeś biletów 4 miesiące wcześniej, to wybacz, ale możesz tylko opłynąć wyspę (mimo wszystko płacąc $21, tak żebyś mógł przynajmniej po wydatkach pomyśleć, że byłeś w koronie Statui). Za drugim razem – podobna sytuacja, a kilka dni później całkowicie zamknięto Statuę w celach remontowych. Po szybkiej konsultacji postanowiliśmy spędzić dzień w Rockefeller Center i Central Parku. RC, znany między innymi ze świątecznego przeboju „Kevin sam w Nowym Jorku”, to miejsce na którego placu znajduje się ogromna złota fontanna otoczona flagami różnych państw, a zimą stoi (prawdopodobnie) największa żywa choinka świata. Po zrobieniu kilku zdjęć i odwiedzeniu sklepu Lego (istne spełnienie marzeń każdego miłośnika tych duńskich klocków) skierowaliśmy się do najpopularniejszego parku świata. Wiele miejsc kojarzyłam z filmów i seriali, których akcja toczy się w NYC. Central Park to świetne miejsce na piknik, randkę lub lunch (na każdym rogu można kupić coś do jedzenia i nigdzie nie ma tabliczek „Nie niszcz trawy”, która mimo chodzenia po niej i tak jest 100 razy ładniejsza niż nasza niedeptana), jogging (jest pełno ścieżek, które wręcz same błagają o to, aby się po nich przebiec lub przynajmniej przespacerować) albo spotkanie z przyjaciółmi (czasem można oberwać jakąś zbłąkaną piłkę lub frisbee) itd. Szukając właściwego wejścia do metra w samym centrum Manhattanu, zrozumiałam, dlaczego nowojorczycy myślą o zrobieniu oddzielnego pasa chodnikowego dla turystów. Miejsca takie jak Broadway, Madison Avenue czy 3rd Avenue są po prostu nie do przejścia. W jednej chwili można poczuć się jak budujący wieżę Babel zaraz po wymieszaniu języków. Najciekawsze są rozmowy przeprowadzane w kilku językach jednocześnie, kiedy jedno zdanie wypowiedziane jest z zastosowaniem słów z 3 lub 4 różnych języków. Dla zabieganych mieszkańców The Big Apple bardzo uciążliwe jest ciągłe udzielanie wskazówek ludziom którzy nie zawsze wiedzą, gdzie dokładnie chcą się znaleźć.

 

 

Po 12 latach bycia uczennicą uważałam, że nigdy w życiu z własnej woli nie wejdę do żadnego muzeum. Tym ciekawsze jest to, że moimi absolutnymi „Must to visit” stały się Muzeum Historii Naturalnej (znane z filmu „Noc w Muzeum” i „Niania w Nowym Jorku”) i Metropolitan Museum of Art („I Am a Legend”, „Gossip Girl”). W pierwszym najchętniej spędziłabym noc, gdyż jeden dzień na zobaczenie wszystkiego to zdecydowanie za mało (gdybym miała 21 lat a Patrick 9 to moglibyśmy skorzystać z corocznej okazji do wzięcia udziału właśnie w Nocy w Muzeum Historii Naturalnej). Drugi to istny raj dla wielbicieli historii i/lub sztuki. Z zapartym tchem oglądałam obrazy takich twórców jak: van Gogh, Monet, Courbet czy Rembrandt, dotąd widziane jedynie w podręcznikach do języka polskiego. Niesamowite są też wystawy związane ze starożytnym Egiptem czy Grecją i Rzymem.

Oprócz zwiedzania nauczyłam się również wiele o tamtejszych ludziach. Na pewno każdy, kto kiedykolwiek był za granicą, doświadczył innego traktowania niż w kraju. Włosi są niezmiernie łatwi w kontaktach, a Chorwaci trochę jak my, Polacy, zamknięci i zimni. Nigdy jednak nie poznałam ludzi choć trochę podobnych do Amerykanów. Zaczynają rozmowy w kolejkach i metrze, uśmiechają się do siebie nawzajem na ulicy w centrum Manhattanu, w sklepach co chwila ktoś nienachalnie oferuje pomoc. Każdy, kogo poznałam osobiście, tryskał szczęściem i pozytywną energią. Mimo problemów, na pytanie, jak się masz, każdy odpowiada: świetnie, a ty? Sąsiedzi dbają o siebie, pomagają w potrzebie. Przykład. Dzień nadejścia huraganu Irene. Jeden z sąsiadów sam z siebie przyszedł do naszego domu i zaproponował pomoc przy przenoszeniu krzeseł ogrodowych do garażu. Niestety, najmilsi nie idzie w parze z najczystsi. Ulice są pełne papierków i butelek, metro to istny śmietnik (na torach można wypatrzeć praktycznie wszystko – od zwykłych śmieci, poprzez kosmetyki i jedzenie, po pieniądze i części garderoby), a i amerykańskie domy nie świecą czystością. Ładne podwórka i domy dzieliliśmy na dwie grupy: te utrzymywane przez wysokoopłacanych ogrodników i te należące do imigrantów. W gruncie rzeczy wychodzi na to samo, bo i tak większość ogrodników i sprzątaczek to ludzie nie urodzeni w Stanach.

Przeżyłam huragan, wstrząsy wtórne po trzęsieniu ziemi w Wirginii, poparzenie słoneczne po pobycie nad oceanem i turbulencje podczas powrotu do domu. Na pewno ta podróż zagości w mojej pamięci na bardzo długo.

 

dla „Cenzora” ze studiów była członkini redakcji

AL

 

Marsz, marsz Gombrow…ski!

recenzja spektaklu

19 września (poniedziałek) do Siemiatyckiego Ośrodka Kultury w ramach akcji Teatr Polska zawitał Białostocki Teatr Lalek. „Marsz, marsz Gombrow…ski!”, bo taki właśnie tytuł nosiła wystawiana sztuka, to spektakl stworzony na podstawie opowiadania Witolda Gombrowicza pt. „Szczur”.

„(…) szeroki gest był jednym właściwym jego gestem.”

Głównym tematem przedstawienia były losy „zbira, hulaki i zbójcy pod nazwą Huligana”. Dokonawszy wielu morderstw i rozbojów w najbliższej okolicy, zostaje [on] złapany przez Skorabkowskiego – emerytowanego sędziego, którego „denerwowała nadmierna rozlewność okolicy. Nieustannie chodził do władz ze skargami - zresztą w największym sekrecie (...).” Huligan zostaje oczywiście złapany, a jego „natura szeroka, nie uznająca żadnych ciasnych zakamarków” złamana przy pomocy szczura uosabiającego najstraszliwszą fobię i jedyną słabość Huligana.

„Dla nich to frajda zobaczyć dobre morderstwo.”

Tak w wielkim skrócie przedstawia się treść pierwotnego opowiadania stworzonego przez Gombrowicza. A co mieliśmy okazję zobaczyć na scenie? Otóż, to już inna historia. Jeśli Witold Gombrowicz, to zawsze autoironia, karykatura, groteskowa rzeczywistość z nutą przekąsu. Christoph Bochdansky, Austriak,  tworzy w oparciu o „Szczura” sztukę ukazującą w krzywym zwierciadle Polaków, ich przyzwyczajenia, sposób myślenia. Z dużym dystansem, a przede wszystkim ogromną ilością humoru, pokazuje stereotypy dotyczące naszego narodu, które tkwią nie tylko w świadomości obcokrajowców, ale też w naszej własnej.  „Marsz, marsz Gombrow…ski!” parodiuje wszystko, począwszy od upodobań względem napojów alkoholowych, skrytych i zapamiętale pielęgnowanych w sobie zawiści oraz zazdrości, poprzez poczucie obowiązku wymierzania sprawiedliwości na własną rękę, a na typowym  modelu rodziny polskiej skończywszy.

„Nawiązałem kontakt!”

Na uwagę w równym stopniu zasługuje przesłanie spektaklu, jak i sposób jego zaprezentowania widzom. Inscenizacja opierała się na improwizacji, jeśli dodamy do tego świetny scenariusz, naszpikowany wręcz zdaniami, jakie mogłyby stać się haslami polskiej mentalności, (Hulaka mówi na przykład do swojej ukochanej Maryśki: „Masz domek i się ciesz.” lub wykrzykuje „Zupy, kotleta!”) i połączymy to wszystko z niebywałą ekspresją aktorów oraz ich wchodzeniem w interakcje z publicznością, otrzymamy spektakl nietuzinkowy, który mimo minimalistycznej scenografii potrafi przykuć uwagę widza od pierwszej do ostatniej chwili trwania. O ile aktorom w czasie gry towarzyszyły nieustanne salwy śmiechu i entuzjastyczne poruszenie wśród młodzieży znajdującej się na sali, (a powiedzmy otwarcie, że nieczęsto mamy ochotę iść na przedstawienie, no chyba, że rzecz dzieje się podczas np. matematyki lub polskiego), to jak pokazało późniejsze spotkanie z odtwórcami ról, pomimo dość przejrzystego wyrazu artystycznego, odczytanie, a właściwie uchwycenie myśli przewodniej, było sporym wyzwaniem dla widowni. Co nie zmienia faktu, że wszyscy świetnie się bawili.

Wątpiąca

KONKURS O PATRONIE SZKOŁY

Już IX edycja konkursu „Komisja Edukacji Narodowej -  założenia, przedstawiciele, działalność, osiągnięcia” odbyła się 10 października 2011r. Uczestnicy mieli za zadanie rozwiązać test ułożony przez organizatorki konkursu – panie Bożenę Czerkas oraz Monikę Basistę.  W sprawdzianie wiedzy o patronie szkoły wzięli udział dwaj przedstawiciele każdej klasy drugiej Liceum Ogólnokształcącego oraz Technikum (łącznie 14 osób). Po sprawdzeniu prac ustalono następującą kolejność miejsc:

I miejsce – Eleni Kryńska (kl. IIB)

II miejsce –Marcin Kryński (kl.IID)

III miejsce –Angelika Panasiuk (kl.IID)

Michał Siduniak (kl.IIE)

Zdobywcom I i II miejsca 13 października 2011r. podczas uroczystej akademii z okazji Dnia Nauczyciela zostały wręczone nagrody książkowe oraz dyplomy.

 

mb

 

OTRZĘSINY 2011

Dnia 12 października 2011r. w naszej szkole odbyły się otrzęsiny klas pierwszych. Zabawa rozpoczęła się przed godziną 1700 w sali gimnastycznej . Pierwszaki poddawane były wielu ciekawym próbom, podczas których mogły wykazać się spontanicznością, pomysłowością oraz niekiedy inteligencją.

Konkurencje skupiały się wokół subkultur, które zostały przydzielone poszczególnym pierwszym klasom. Dotyczyły m.in. prezentacji stylu (przebrania) grupy, układu tanecznego. Nie mogło obyć się bez zawodów sportowych. Walka była zacięta. Każda klasa dawała z siebie wszystko. Ich starania oceniało specjalne jury.

 

 

Po zakończeniu wszystkich zadań i podsumowaniu punktów okazało się, że zwycięzcą została klasa I A. Następnie rozpoczęła się dyskoteka, która trwała do godziny 2100. Potem wszyscy zmęczeni uczniowie udali się do domów. Otrzęsiny przygotowała klasa IIC i jej wychowawca- pan Wojciech Zieleniewski.

KW

 

DZIEŃ NAUCZYCIELA

W czwartek 13 października 2011 roku w samo południe rozpoczęła się akademia zorganizowana z okazji Dnia Komisji Edukacji Narodowej, potocznie zwanego Dniem Nauczyciela. Jest to szczególnie ważna data związana z patronem naszej szkoły, która nosi imię właśnie Komisji Edukacji Narodowej. Uroczystość przygotowała  klasa II G wraz z wych. prof. Cezarym Kudelskim. Na początku został wprowadzony sztandar szkoły i wszyscy zebrani odśpiewali hymn państwowy. Pani dyrektor mgr Bożena Krzyżanowska przywitała serdecznie przybyłych gości, ale szczególnie emerytowanych nauczycieli i pracowników szkoły.

 

 

Ważnym punktem akademii było wystąpienie członków Rady Rodziców, którzy w swym przemówieniu przypomnieli, jak ważną rolę pełnią nauczyciele na co dzień i złożyli wyrazy podziękowania za ich poświęcenie i pracę włożone w wychowanie młodych ludzi. Tradycyjnie uczniowie wręczyli kwiaty wszystkim pedagogom. Zaś uczniowie klas pierwszych złożyli ślubowanie. Przyznano również nagrody zwycięzcom szkolnego konkursu o Komisji Edukacji Narodowej oraz konkursów językowych. Jak co roku nauczyciele i pracownicy szkoły otrzymali wyróżnienia za dotychczasową pracę z rąk Pani dyrektor. Na zakończenie uczniowie klasy II G zaprezentowali wszystkim część artystyczną.

 

Agata Warszycka

 

WRAŻENIA PIERWSZAKÓW

 

W dniu 20 października pośród pierwszoklasistów przeprowadziliśmy sondę na temat wrażeń po pierwszym miesiącu nauki. Wśród 30 ankietowanych zdania na różne tematy były podzielone.

1. Co sądzisz o nowej szkole?

- Szkoła jest duża, ładna, dobrze wyposażona.

- Podoba mi się, jest o wiele lepsza niż gimnazjum.

- Sale lekcyjne są duże, posiadają nowe ławki i krzesła, każda klasa wyposażona jest w sprzęt multimedialny i to podoba mi się najbardziej.

- Bardzo mi się podoba, jest duża, ładnie wykończona, panuje w niej miła atmosfera.

- Jest w porządku, ale jest za zimno.

2. Co Ci się w niej podoba, a co nie?

- Podoba mi się wygląd i wyposażenie, atmosfera panująca w szkole, a nie podoba mi się to, że jest zimno.

- Według mnie zbędny jest ochroniarz i to mi się nie podoba, innych zastrzeżeń co do szkoły nie mam.

- W szkole traktują nas jak dorosłych, dają nam duży kredyt zaufania i to jest plus, aczkolwiek mamy za dużo klasówek i prac domowych.

-Nie podoba mi się brak ławek na korytarzach.

- Nie podoba mi się siłownia, moim zdaniem powinni ją rozbudować.

- Szkoła ma dobrze zaopatrzony sklepik .

3. Jaka jest atmosfera panująca w szkole?

- Sympatyczna, można nawiązać nowe kontakty.

- W szkole jest spokojnie, uczniowie są bardzo przyjaźni i mili.

- Według mnie mogłaby być lepsza.

4.Co sądzisz o nauczycielach?

- To zależy, niektórzy są fajni, inni mniej.

- Każdy z nich uważa, że przedmiot, którego uczy jest najważniejszy i wiele wymagają.

- Mają stare metody nauczania, bardzo dużo zadają i często robią kartkówki.

- Z niektórymi da się porozmawiać, inni są surowi i sztuczni.

- Większość z nich jest w porządku, pomagają uczniom i chcą przekazać wiedzę.

5. Jak podobały Ci się otrzęsiny?

- Bardzo fajne, można było się pobawić.

- Średnio, było za mało konkurencji, a podczas dyskoteki leciała słaba muzyka.

- Za krótkie, nim się obejrzałam, był już koniec dyskoteki.

- Podobały mi się, były super zorganizowane.

 

Z wypowiedzi uczniów można wywnioskować, że szkoła bardzo im się podoba, lecz mają też wiele zastrzeżeń, narzekają na wysokie wymagania, ogrzewanie i ochroniarza.

 

sondę przeprowadziły

Iza Madejska i Kasia Aleksiejuk

 

 

Lektury szkolne – przeżytek czy konieczność?

 

W dobie globalizacji, powszechnego dostępu do telewizji, internetu oraz innych środków komunikacji książki, a co za tym  idzie także i lektury, schodzą na drugi plan. W pogoni za ocenami, rozrywką stają się zmorą życia uczniów. Zadajmy więc sobie pytanie, czy naprawdę nadal są potrzebne?

O ile w podstawówce czy gimnazjum młodzież czyta wszystkie konieczne lektury, to w liceum i na studiach ulega to drastycznemu pogorszeniu. Wynika to z braku czasu, natłoku innych zajęć, z obszerności niektórych z nich lub samego tematu. Zapytani przeze mnie uczniowie, liceum, którzy czytali do tej pory wszystkie ,,obowiązkowe’’ książki,  odpowiadali, że najbardziej podobały im się np.: ,,Dzieci z Bullerbyn’’, jednak niektórzy zwierzali się, że ostatnia przeczytana przez nich książka pochodzi jeszcze z okresu podstawówki i żadna z nich nie wzbudziła w nich zainteresowania. Pomimo tego, że jest wiele innych ciekawszych, aktualniejszych i poruszających ważniejsze tematy dzieł, zmusza się nas, czyli nowe pokolenie, do czytania o kazirodczych związkach, jak np.: w ,,Królu Edypie’’ czy zamaskowanym przez miłość samobójstwie Romea i Julii oraz innych, które powodują senność już po dziesięciu stronach. Samo zaznajomienie się z opasłą listą lektur wywołuje u  uczniów skrajnie negatywne emocje.

 

,,zalety czytania lektur są niezaprzeczalne’’

 

Co w związku z tym?

Jak wiadomo, człowiek jako istota rozumna zawsze szuka drogi na skróty , którą w tym przypadku stają się korzystanie ze ,,Ściągi’’, oglądanie filmów czy nawet  słuchanie audiobooka . Sposoby te są dobre tylko wtedy, gdy trzeba przygotować się na kartkówkę, podczas której nie sposób sprawdzić, czy ktoś czytał książkę, czy nie. Prowadzi to do niesprawiedliwego oceniania i zmusza czytających lektury do korzystania z tych pomocy.

A dobre strony?

Oczywiście zalety czytania lektur są niezaprzeczalne, np.: rozwijanie  wyobraźni, poprawienie umiejętności czytania. Także na mnie niektóre fragmenty  lektur wywarły wielkie i niezaprzeczalne wrażenie, jak pewnie na tysiącach innych osób przede mną. Lektury stają się pomostem między nowym i starym pokoleniem, pokazując uniwersalne wartości, takie jak przyjaźń i poświęcenie w ,,Kamieniach na szaniec’’.

Niełatwy wybór.

Znając wady i zalety obecnego systemu, musimy zastanowić się, czy więcej korzyści nie przyniesie młodemu pokoleniu czytanie tego, co naprawdę lubi, co jest przyjemne i po prostu trendy. Czy narzucanie listy dzieł, które należy przeczytać, nie jest krokiem ku ujednoliceniu i ograniczeniu sposobu widzenia świata? Czy zmieniając listę lektur, nie utracimy ważnej części kultury? Według mnie lista lektur powinna zostać w niezmienionej formie, a ty, drogi czytelniku, po przeczytaniu tego felietonu dojdziesz do tego samego wniosku.

 

AZ