accessible

Cenzor 4/77

MISTRZOWIE JĘZYKA POLSKIEGO

 

W tym roku data 1 marca w kalendarzu szkolnych wydarzeń związana była z dwiema okazjami. Na ten dzień przełożone zostały szkolne obchody Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego. A ponieważ od 2011 roku 1 marca jest obchodzony jako Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, również i o tym święcie pamiętaliśmy. Krótki montaż słowny, przedstawili uczniowie - Jakub Sidorowicz i Radosław Mikowski.

 

Następnie odbył się konkurs pt. "Mistrzowie Języka Polskiego” przygotowany przez nauczycieli polonistów, a poprowadzony przez uczniów klasy IC - Paulinę Trochimiak i Filipa Malinowskiego. W konkursowych zmaganiach udział wzięły wszystkie klasy drugie. Uczniowie musieli się wykazać nie tylko poprawnością językową przy odpowiedzi na pytania dotyczące języka polskiego, ale również pomysłowością i kreatywnością przy prezentacji bohatera literackiego i utworu muzycznego. W związku z obchodzonym rokiem Henryka Sienkiewicza jedna z konkurencji wymagała przedstawienia wybranego bohatera z wcześniej wylosowanej książki tego autora. Przed publicznością pojawili się m.in. Andrzej Kmicic, Janko Muzykant, Akte, Danusia Jurandówna i opowiadali o swoich książkowych dziejach. Zmagania uczestników konkursu oceniało jury w składzie: pani wicedyrektor Teresa Urbańska, pani Edyta Niewińska i Jakub Sidorowicz. Bezkonkurencyjna okazała się w tych zmaganiach klasa II A i to ona zdobyła w tym roku tytuł "Mistrzów Języka Polskiego", o czym informowała również nagroda ufundowana przez organizatorów konkursu - nauczycieli języka polskiego.

 

emi

ZMAGANIA ORTOGRAFICZNE

3 marca odbyła się tegoroczna edycja Szkolnego Konkursu Ortograficznego. W tym roku swoich sił w zmaganiach z zawiłościami ortografii języka polskiego postanowiło spróbować 13 uczniów. Dyktando do najprostszych nie należało, dlatego też żadnemu z uczestników konkursu nie udało się napisać go bezbłędnie. Problemy sprawiały m.in. takie sformułowania jak: „wuj Helmut z Kartuz, pół-Kaszub, pół-Niemiec”, „chyża niczym chart babcia hazardzistka”, „bodajbyś sczezł półinteligencie”, „conocny śpiew kszyków, które siedziały przy soczystozielonych liściach rzewieni”, „hołubić arcymistrza”, „huncwot”, „hultaj” czy „quasi-nauka”.

Podobnie jak w roku poprzednim najmniej błędów popełniła, tym samym wygrywając szkolne zmagania z ortografią, Natalia Orłowska – uczennica klasy IIID i to ona reprezentowała szkołę w Podlaskich Mistrzostwach w Ortografii w Białymstoku. Miejsce drugie zajęła Magdalena Bobrowicz, uczennica klasy IC, zaś miejsce trzecie Kuba Sznajder – uczeń klasy IIB. Zwycięzcom gratulujemy, zaś wszystkim piszącym dyktando dziękujemy za udział i zapraszamy za rok.

A oto tekst dyktanda:

Po drugiej stronie biurka

 

Nie lubię piątku trzynastego! Jak tylko sięgnę pamięcią ten dzień jest dla mnie pechowy. Trzy lata temu przyjechał do mnie cherlawy wuj Helmut z Kartuz, pół Kaszub, pół Niemiec. Nie przepadam za jego towarzystwem, bo jest hipochondrykiem. Choć wzmacnia się chrzanem, chmielem i hyzopem ciągle czuje się chory, słaby niczym chuda chabeta zaprzężona do ciężkiego wozu. Dwa lata temu musiałem gonić moją babcię hazardzistkę, która, przegrawszy swoją ostatnią emeryturę, uciekała chyżo niczym chart, chytrze klucząc po zakamarkach placu Daszyńskiego. Rok temu usłyszałem, wpadając pod koła śpieszącego się ponadsześćdziesięcioletniego pirata drogowego: "Bodajbyś sczezł, półinteligencie!".
Nie wyspałem się. Śnił mi się conocny śpiew kszyków, które, siedząc tuż przy soczystozielonych liściach rzewieni, rozpoczęły swój koncert. Czuję się źle, wszechogarniające znużenie odebrało mi apetyt. Nie zjadłbym teraz nawet krztynki wędliny ani nie przełknął soku owocowo - warzywnego. A moja klasa pewnie jak zwykle zadowolona. Dziś jest termin cotrzytygodniowego dyktanda. Ja im pokażę! Będę twórczy i ułożę coś superspecjalnego. Nie to co ostatnio: czyhać i czmychać, zheblować i sczochrać!
Lekcja się rozpoczęła. W zatrważającej ciszy słychać było: chrzęst kartek papieru, zdejmowanie skuwek i skrzypienie stalówek. Widziałem pełne wyrzutu spojrzenia moich uczniów. Z ponad piętnastu gardeł wydobył się pełen niezadowolenia, ledwo słyszalny pomruk. Zżymnąwszy się, dyktowałem dalej tekst najeżony niespodziankami: rzężący rzęch, pożądać porządku czy hołubić arcymistrza. Nie ma taryfy ulgowej dla huncwotów i hultajów. Quasi-nauka nie może być tolerowana. Natomiast dwu zwycięzcom i dwóm zwyciężczyniom dzisiejszych zmagań wynagrodzę tryumfalną wędrówkę po ortograficznych ścieżkach. Zamyśliłem się. Nierzadko przychodzi mi do głowy, by rzucić wszystko i pójść hen przed siebie. Ha! Tylko dokąd? Sponad chmur wyjrzało słońce. Pomyślałem, że przecieżbym nie mógł zostawić mojej szkoły, bo ja kocham swoją pracę! Oby mi tylko minęła ta trzynastopiątkowa chandra. Poza tym niezadługo są święta Bożego Narodzenia. Byle do gwiazdki!

 

ŚWIĘTO MATEMATYKI

 

Dnia 14 marca obchodzony jest dzień liczby π. Z tej okazji w naszej szkole odbyła się otwarta lekcja matematyki zorganizowana  przez klasę II D i panią wicedyrektor Teresę Urbańską. Wydarzenie to wzbudziło niemałe emocje zarówno wśród uczniów, jak i nauczycieli.

Na samym początku pani Teresa Urbańska wygłosiła krótki wykład, dzięki któremu mieliśmy m.in. sposobność przypomnieć sobie rozwinięcie skrótu PESEL oraz dowiedzieć się, co oznaczają poszczególne cyfry w tym ciągu liczb. Następnie każda klasa miała za zadanie wyłonić spośród siebie dwóch reprezentantów, którzy wraz z wychowawcą brali udział w konkursie. Nieobecni tego dnia w szkole mogą zapytać, na czym polegała „otwarta lekcja matematyki”. Otóż było to kilka konkurencji podczas których uczniowie udzielali odpowiedzi na pytania dotyczące rzecz jasna matematyki. Prowadzący wymagali m. in. obliczenia liczby dziewczyn w szkole czy średniego wieku nauczycieli na podstawie pewnych informacji. Moim zdaniem najwięcej śmiechu i zabawy wywołały zmagania, podczas których uczestnicy mając podane określenia (jak w krzyżówce), musieli do nich dobrać odpowiednie skojarzenie związane z matematyką. Duże wątpliwości wzbudziło wyrażenie „Lubią je politycy”, ponieważ wiele osób miało na myśli procenty lub promile, natomiast poprawną odpowiedzią było: układy. W moim przekonaniu tylko ta kwestia była dość problematyczna, jednak przyczyniła się do uśmiechu na wielu twarzach. Ostatecznie konkurs, co może stanowić pewne zaskoczenie, a zarazem zawstydzać klasy II i III, wygrała I C.


Święto liczby π jest dniem, gdy szczególnie sobie uzmysławiamy, że matematyka jest królową nauk. Nie możemy zaprzeczyć, że gdyby nie ona, to nie mielibyśmy możliwości korzystania z Internetu, komputera czy telefonu. Ponadto jest to nauka rozwijająca człowieka na wielu płaszczyznach oraz umożliwiająca tworzenie i wdrażanie wielu nowych, przydatnych technologii w naszej codzienności.

B.G.

 

PRIMA APRILIS, NIE WIERZ, BO SIĘ OMYLISZ

Po łacinie Prima Aprilis oznacza dosłownie 1 kwietnia. Nie do końca widomo, skąd wzięła się tradycja tego dnia. Niektórzy uważają, ze ma on związek z rzymskim zwyczajem Cerialii, obchodzonym na początku kwietnia na cześć bogini Ceres. Według legendy, kiedy poszukiwała ona swej porwanej córki, została wyprowadzona w pole. Grecy wiążą historię tego dnia z mitem o Demeter i Persefonie. Persefona miała zostać porwana do Hadesu na początku kwietnia. Matka szukając jej, kierowała się echem głosu córki, ale echo ją zwiodło. Przed wiekami chrześcijanie zaczęli wiązać Prima Aprilis z Judaszem Iskariotą, który zdradził Jezusa. Miał się urodzić 1 kwietnia, więc data kojarzyła się z kłamstwem. Prawdopodobnie zaczął być popularny już w średniowieczu. Jest to dzień, w którym celowo próbuje się wprowadzić w błąd innych. Prima Aprilis jest obchodzony m. in. w Wielkiej Brytanii (jako Dzień Kwietniowego Głupka), Francji (Dzień Kwietniowej Ryby), Portugalii (Dzień Kłamstwa), Rosji (Dzień Śmiechu) i na Litwie (Dzień Kłamcy).

 

 

 

Rozmowa z Shamshadem Ahmedem


Pawka: Witaj. Mogę zrobić z Tobą wywiad do gazetki szkolnej?

Shamshad: Tak oczywiście, nie ma problemu.

P: Na początku powiedz mi, co spodobało Ci się w Polsce?

S: Polska ma bardzo bogatą i różnorodną kuchnię. Zwiedzając Polskę, czułem   się jak u siebie w domu. Jest to bardzo gościnny kraj. Kocham stare miasta, takie jak Warszawa czy Kraków.

P: Co sądzisz o Polakach?

S: Polacy generalnie to bardzo mili oraz rozrywkowi ludzie. Bardzo dobrze zostałem tutaj przyjęty i łatwo było mi nawiązać tutaj kontakt.

P: Co było najciekawsze w czasie zwiedzania Polski?

S: Uwielbiam pracę z młodzieżą, odwiedzanie szkół było moją ulubioną częścią podróży po Polsce. Kontakt z młodymi ludźmi to czysta przyjemność.

P: Shamshad, a co możesz powiedzieć o Siemiatyczach?

S: Siemiatycze to moje ulubione miejsce w Polsce. Zdobyłem tutaj wielu przyjaciół w bardzo krótkim czasie. To miejsce jest niesamowite! Kocham to piękne miasto i tutejsze potrawy i z chęcią tutaj wrócę.

P: Gdzie jesteś teraz?

S: Wróciłem do Vancouver w Kanadzie.

P: Przepraszam, mój angielski jest bardzo słaby i dziękuję za wywiad.

S: Nic nie szkodzi. Gdybyś czegoś jeszcze potrzebował, pisz, polecam się na przyszłość.

P: Okej. Na razie, kolego.

S: Pa, przyjacielu.

 

facebookową rozmowę przeprowadził Pawka

 

Spotkanie z trupem

Szok i skandal! Panie i Panowie, stała się rzecz niespodziewana, gwiazda przeszłości i historyczna, wielka postać w teraźniejszości!

 

Każdy wie, czym jest słynna wieża Eiffla. Ale nie każdemu zdarzyła się taka historia jak mnie. Byłam przejazdem w Paryżu, a pogoda była wyśmienita. Popełniłabym wielki grzech zaniedbania, gdybym nie zobaczyła słynnego symbolu Paryża. Znalazłam więc wolne miejsce na parkingu, podeszłam do kasy, kupiłam bilet. Postanowiłam, że wejdę schodami na sam szczyt, żeby nie stracić cudownych widoków. Kiedy byłam w połowie wysokości wieży, niebo pociemniało, a w wieżę uderzył piorun. Byłam zaszokowana i szczęśliwa zarazem, że nie ucierpiałam w tym zdarzeniu. Obróciłam się dookoła i byłam zdziwiona faktem, że nikogo za mną i przede mną nie było, więc zdezorientowana postanowiłam wspinać się dalej. Kiedy weszłam na szczyt, byłam szczęśliwa, ponieważ oprócz mnie  nadal nikogo tam nie było. Cały szczyt tylko dla mnie!!! Obeszłam powoli taras widokowy i zauważyłam mężczyznę w średnim wieku (okazało się zatem, że nie byłam sama na szczycie) stojącego ze starą lunetą w dłoni. Wyglądał dziwnie. Był ubrany w przedpotopowy strój i wydawał się być zły z powodu tego, co zobaczył przez lunetę, ponieważ mamrotał coś pod nosem, ale po POLSKU!!! Polak, ale mi się trafiło. Zamiast jakiegoś przystojnego, modnie ubranego, młodego Francuza z uroczym akcentem trafił mi się staroświecko ubrany, a na dodatek zły Polak na samym szczycie wieży Eiffla. Ale, że byłam ciekawa, czym się tak zdenerwował,  podeszłam do niego i się przywitałam. Gdy mnie zobaczył, zaczął mi się bacznie przyglądać i zapytał z uśmiechem szaleńca na twarzy: „Który jest rok?”. Krótko odpowiedziałam na to dziwne pytanie, a on uradowany tym faktem zaczął mi opowiadać, kim jest. Wariat myślał, że jest, nie zgadniecie, kim… Bolesławem Prusem. Opowiedział mi o swoim wynalazku („maszynie czasu”). Każdy normalny człowiek już dawno by uciekł, ale ponieważ przyjemnie się go słuchało, postanowiłam mu nie przerywać. Opowiedział mi, co widział przez swoją „magiczną lunetę”  i muszę stwierdzić, że nie dziwię mu się wcale, że  był zły. Widział przez nią mało przyjemne rzeczy dla Polaków. Ale powiedział mi, że to obraz naszych ziomków sprzed kilkudziesięciu lat i poprosił mnie, abym mu wytłumaczyła, czym są rzeczy, które zobaczył w naszych czasach, ponieważ nic nie rozumiał. Widział, np. dziwne metalowe powozy, które jeździły bez koni. Potrwało trochę,  zanim zrozumiał, czym jest samochód. Chciał bardzo go zobaczyć na żywo, a nie przez lunetę, ale powiedział, że nie może zejść z wieży, bo wtedy stanie się coś tam, coś tam z  czasoprzestrzenią. Najdłużej zajęło mi wytłumaczenie mu, czym jest słynny w naszych czasach „Facebook”. Stwierdził, że jest  on najbardziej bezużytecznym wynalazkiem w dziejach ludzkości, no bo jaki normalny, szanujący się człowiek chciałby dzielić się swoimi uczuciami, rozważaniami i prywatnymi rozmyślaniami  ze wszystkimi osobami, nawet tymi, których nie zna. Powiedział, że to się nie przyjmie. Gdyby tylko wiedział, jak się myli. Wytłumaczyłam mu jeszcze, czym jest telefon komórkowy, był nim bardzo zainteresowany. Wyjęłam, więc swoją komórkę i mu pokazałam. Lecz nagle wydarzyło się coś niepokojącego. Kiedy jej dotknął, w wieżę strzelił taki sam piorun jak wtedy, kiedy się na nią wspinałam. Powiedział, że jego czas już się tutaj kończy. Myślałam, że moje oczy zwariowały. Człowiek podający się za Bolesława Prusa  zaczął… płowieć. Zdążył tylko pomachać mi ręką na pożegnanie i zniknął. To była najbardziej niesamowita przygoda, jaka mi się kiedykolwiek zdarzyła. Postanowiłam od razu zadzwonić do mojej przyjaciółki i jej o tym powiedzieć. Ale… chwila. On ma mój telefon, no i mam skutek pomagania wariatowi na wieży Eiffla. Ale przynajmniej będę miała co wspominać.

 

Amandzia

Felieton inspirowany „Wieżą paryską” Bolesława Prusa

 

 

 

Czym żywimy się w szkole?

 

Wszyscy wiemy, że nie każdy rozpoczyna swój dzień tak samo. Jedni wstają bardzo wcześnie, jedząc śniadanie, a następnie ucząc się np. do klasówki czy odrabiając zaległa pracę domową, natomiast inni budzą się bardzo późno, nie wykonując ani jednej z wcześniej wspomnianych czynności. Moim zdaniem ta druga postawa nie jest właściwa, ponieważ śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia. W związku z tym pojawia się pytanie, czy to ma wpływ na nasze funkcjonowanie, a jeżeli tak, to w jakim stopniu?

Będąc już w szkole, można dostrzec z perspektywy nauczyciela czy ucznia, kto jest już po porannym posiłku. Takie osoby są bardziej „przytomne” niż te, które wcześniej nic nie jadły. Jednak ci „nienasyceni” na pewno będą dążyć do zaspokojenia swojej potrzeby. Wobec tego jednym z rozwiązań staje się sklepik szkolny, w którym, niestety, ceny są stosunkowo wysokie. Dlatego można dostrzec, że brak śniadania wpływa niekorzystnie na nas samych, a także i niekiedy na naszą kieszeń. Ważną rolę odgrywa tutaj ludzka mentalność. Są osoby, które będąc głodnymi „wezmą gryza” od kolegi bądź koleżanki. Tymczasem większość z nich nie jest zapisana na obiady, które – sądząc po liczbie chodzących na nie uczniów – na pewno nie są złe. Ponadto, jak wiemy, w stołówce szkolnej mamy możliwość otrzymania zdrowego i wartościowego posiłku, co będzie oddziaływać korzystniej na nasze zdrowie. Są też i tacy, którzy przynoszą z domu własne potrawy i nie proszą o nic innych, dodatkowo nierzadko wzbudzając zainteresowanie tym, co przyniosły. Większość z nas przynosi jednak do szkoły kanapki lub bułki? Według mnie jest to najbardziej powszechny sposób odżywiania się w szkole. Decyduje o tym na pewno łatwość i szybkość przygotowania oraz brak trudności w zapakowaniu (do torby lub plecaka). Są jeszcze i tacy, którzy, nie zważając na śnieg i mróz (lub deszcz, upał) biegną do pobliskiego sklepu i tam zaopatrują się w żywność( niekoniecznie najzdrowszą).

Na podstawie powyższych rozważań możemy dojść do wniosku: „Ile głów, tyle rozwiązań”, jeśli chodzi o jedzenie. Myślę, że  w tej sprawie niemal każdy ma odrębne stanowisko. Jak wiemy, o gustach się nie dyskutuje. Co więcej, gdyby wszyscy byli tacy sami (nie tylko w kwestii odżywiania się), to na pewno świat byłby bardziej monotonny i mniej innowacyjny.

 

B.G.